Wracaliśmy po konsultacji ginekologicznej zadowoleni,że wszystko ładnie się oczyściło.Lekarz powiedział,że pęcherzyk jest w prawym jajniku.Gały wyszły mi na wierzch bo beta jeszcze była na poziomie 270.Organizm widocznie szybko zapomniał o ciąży i palił się do następnej;)
Kamień spadł mi z serca,że nie muszę zostawać w szpitalu.
Pojechaliśmy na zakupy do Auchan w Koronie.Nie znoszę tam parkować bo zawsze mi otłuką auto, albo przerysują zderzak.Poza tym zawsze jest tam mnóstwo samochodów i jeżdżą jak wariaty.Dziadek kiedyś cofał prosto na mnie i gdybym nie zatrąbiła, wjechałby w nas.
Jechaliśmy juz sobie alejką w kierunku wyjazdu z parkingu.Nagle poczułam uderzenie i ostry ból głowy.Pamiętam tylko,że przed zdarzeniem S. dzwonił do kogoś.
Nie wiedziałam co się stało, dopiero po chwili zrozumiałam,ze jakiś kretyn w nas wjechał.Usłyszałam tylko S.: Jezu nic Ci nie jest?Głowa pulsowała, cała się trzęsłam..
Facet zaczął wrzeszczeć,że szybko jechałam i mnie nie widział.Wysiadłam z auta taka wkurwiona i na adrenalinie,że gdybym była w stanie, chyba bym go rozszarpała!
I ten tekst:Kiedyś we mnie wjechali, to ja teraz wjechałem w kogoś!
Czy ten człowiek jest normalny?
I ten tekst:Kiedyś we mnie wjechali, to ja teraz wjechałem w kogoś!
Czy ten człowiek jest normalny?
Tu widać jak nas przesunął.Dobrze,że nikt tamtędy nie przechodził.. |
Zbiegli się ochroniarze.Starali się pomóc jak tylko mogli.Wezwali karetkę, Policję.Jeden mnie wachlował i podawał wodę, inny zasłaniał przed słońcem.
Zabrali mnie do szpitala z podejrzeniem wstrząśnienia mózgu z chwilową utratą przytomności.
Policja wykazała ewidentną winę pacana.On podobno chciał sobie skrócić drogę lawirując między alejkami,a miejscami parkingowymi.Uderzenie było tak silne,że otworzyły się jego poduszki powietrzne, a nasze auto nie nadawało się do jazdy.Oczywiście nic mu się nie stało.Tylko zniszczył sobie zderzak.Auto na lawetę i pod dom.Policja zabrała dowód rejestracyjny.
S. opowiadał mi co było dalej.Ten kretyn bo inaczej go nie można nazwać, sprowadził sobie szwagra, jakby miał mu w czymkolwiek pomóc.Sekcja wypadkowa pomierzyła, porobiła zdjęcia i przyjechała do mnie do szpitala zapytać jak sprawa wygląda.
Ja oczywiście spędziłam 8 godzin na sorze. Siedziałam na wózku z kołnierzem jak pacan tyle godzin.Najpierw mnie przyjęli, potem zrobili tomograf, potem czekałam na wynik, a na końcu stwierdzili,że muszę zostać na obserwacji.
Bałam się jak poradzi sobie S. przecież on nic nie wiedział o aucie.Nie wiedział nawet jak się włącza światła.
Poradził sobie rewelacyjnie!Pozałatwiał wszystkie formalności.
Ktoś mi zesłał anioła,żeby był ze mną na dobre i na złe.Zawsze mogę na niego liczyć.
Czasem nie wierzę,że go mam.Bardzo się przestraszył.Ja uświadomiłam sobie,że to mogło skończyć się tragicznie.
Wiecie co w tym wszystkim było najgorsze?To co zobaczyłam na oddziale.Człowiek nie zdaje sobie nawet sprawy jak ludzie cierpią.
Leżałam koło kobiety w moim wieku.Odjęli jej drugą nogę bo pierwszą ucięli jej kilka lat temu.Dziewczyna ma chore nerki - czeka na przeszczep, cukrzycę, nie nie ma nóg.Tamtego wieczora płakała bo nie mogła sobie poradzić z wyjściem do toalety.Myślałam,że mi serce pęknie.
A ja kilka godzin wcześniej martwiłam się,że mi auto zniszczyli.Czym jest kawałek blachy w porównaniu z cierpieniem tej kobiety, uzależnionej od dobrej woli innych, nie mogącej po prostu pójść do toalety jak każdy z nas.
Przez te kilka dni, mimo koszmarnego bólu głowy dużo rozmyślałam.Jakie ja mam problemy?Wiem,że dla mnie te problemy to Himalaje ale w zderzeniu z tym bólem i kalectwem, robią się malutkie.Dziewczyna dzielnie walczy, nie poddaje się, mimo bólu i cierpienia prze do przodu nie prosząc o pomoc.Pokazywała mi swoje nogi przed operacją.Jeden wielki obrzęk!Sama chciała odjęcia bo bała się sepsy.Straciła też dziecko.Miało 5 lat.Na szczęście ma wspaniałego męża, który się nią opiekuje.Dziewczyna musi się dializować trzy razy w tygodniu.
Byłam chora od patrzenia na to wszystko.Od słuchania płaczu, krzyków z bólu, widoku starszych osób w pampersach, nie bardzo wiedzących co się z nimi dzieje.Podziwiam pielęgniarki wykonujące bardzo odpowiedzialną i często bardzo ciężką pracę.Trzeba dużo wrażliwości, a jednocześnie grubej skóry żeby patrzeć na to każdego dnia.
Płakałam jak dziecko bo chciałam iść do domu.To było dla mnie za dużo.Starałam się wychodzić,żeby nie być w tym cały czas.
Chyba każdy powinien zderzyć się z widokiem takiego cierpienia,żeby docenić to co ma i przestać przejmować się pierdołami.
Czuję,że coś się we mnie zmieniło.Nie żebym nie była przedtem wrażliwa na cierpienie innych ale teraz to uderzyło we mnie z taką siłą,że nie mogę się pozbierać.
W dupie mam już auto, to tylko przedmiot, środek komunikacji.Może kupię nowe, może uda się naprawić stare, teraz mam to gdzieś.
Mogę wstać, iść gdzie chcę, pobiec, zjeść co chcę!
Wychodzisz z domu i nie wiesz czy wrócisz..Ten banał tu i teraz przestaje być banałem.To nauka,z której trzeba korzystać codziennie.
Opieka była rewelacyjna!Panie pielęgniarki fantastyczne.W ogóle personel wyjątkowo uśmiechnięty i sympatyczny.
Zastrzeżenie mam jedynie do lekarza, który mnie wczoraj oglądał.Przyszedł i zadał mi pytanie:Jak się pani czuje?Chce pani iść do domu?Tak?To pani pójdzie.
Po czym się dowiaduje,że chcę podobno wyjść na własne żądanie.Nic mi o tym nie wiadomo.Myślałam,że wychodzę bo jest wszystko ok.Jasne, wyjdę coś się stanie i będę czekała kolejnych 10 godzin o ile w ogóle mnie przyjmą skoro wyszłam.
Potem przyszła neurolog i powiedziała,że jest krwiak i chce żebym została jeszcze jeden dzień.
Głowa mnie boli cały czas i szyja.Czoło miałam jak kłaziomodo:)Zmarszczki mi się wyprostowały na czole:)
Mam jeszcze zawroty głowy i czuję się słabo.
Dostałam wypis z nieaktualnym adresem i oczywiście musieli wszystko zmieniać.Bo po co sprawdzić. System myśli.
Najlepsza była pani od posiłków.Poprosiłam o posiłki wege. Pani sobie zapisała po czym na obiad podaje mi rosół.Gały wywaliłam i odmówiłam.Poprosiłam zatem o ziemniaki z surówką.Pani nakłada i polewa to sosem.No myślałam,że mnie trafi.Poryczałam się z bezsilności.Skomentowała:przecież dzisiaj jest kurczak!Ja pierdzielę!Rozumiem,że jak się kurczaka wyjmie z zupy, to robi się wege!
Na szczęście dziś na zmianie była inna i dostałam zupę na maśle i ziemniaki z surówką:)
Zdechłabym tam z głodu!
W sali obok leżał starszy pan w pieluszce, który zakradał się do mnie po winogron.Tak mnie przestraszył!Śpię sobie, a tu dziadek szabruje mi owoce, krew się leje mu z worka, a ten wcina winogrono!Wczoraj chciał pożreć mi mufinkę:)Cały oddział na nogach dziadek kradnie mufinkę:)
Nie wiem czy był głodny, czy miał dietę, biedaczek.
Biedne te dziaduszki.Często nikt ich nie odwiedza, nieświadomi co się z nimi dzieje.
Tak,że sobie popracowałam.Zwolnienie mam do 25 września.Stażystki zostały same i to mnie martwi najbardziej.Jedna sobie poradzi ale z tą drugą będzie problem.Poprosiłam koleżankę żeby jej pomogła.
W zaleceniach mam konsultację za dwa tygodnie i mam kupić sobie kołnierz bo mnie szyja boli.
Na dniach ma się pojawić ktoś z ubezpieczenia.Szkodę już zgłosiliśmy muszą tylko oszacować straty.Podejrzewam,że koszt będzie duży bo chyba nam złamał oś.Auto jest pochylone na jedną stronę.Może będzie szkoda całkowita.Zobaczymy.
Podobno nieszczęścia chodzą parami.Wypadek trzymał się za rękę z poronieniem.
Może teraz będzie już tylko lepiej;)
Jestem w domu!Żyję!To jest najważniejsze!:):)
Dziękuję dziewczyny!;*
Dziękuję dziewczyny!;*
Pozdrawiam Tangerina;)
Jejku najważniejsze żeby już teraz było tylko lepiej. Dobrze, że nic Ci się nie stało, bo widzę, że przywalił w Twoją stronę :( przez głupotę jakiegoś debila można stracić zdrowie lub nawet życie :(
OdpowiedzUsuńMój S. nie ucierpiał na szczęście, a ja mam mocny łeb:)ale scenariusz mógł wyglądać wiele gorzej.Lekarka z karetki stwierdziła,że trafiłam na taboret, a nie człowieka i chyba miała rację.
OdpowiedzUsuńBiedna:( Ma nadzieję, że teraz będzie już tylko dobrze:*
OdpowiedzUsuńJa też mam taka nadzieję!
UsuńO kurczę, no to się nieźle porobiło :/ Sama już nie wiem, co jest bardziej przykre - stłuczka czy właśnie zetkniecie się z takim cierpieniem, z jakim Ty miałaś do czynienia w trakcie pobytu w szpitalu. Wydaje mi się, że to drugie - bo tak jak piszesz nie ma sensu żałować przedmiotów, kiedy wokół tyle ludzkich nieszczęść...Najważniejsze, że nic poważnego się Wam nie stało! Dochodź szybko do siebie i trzymaj się dzielnie!
OdpowiedzUsuńTo niestety nie była stłuczka tylko wypadek.
OdpowiedzUsuńDzięki!
Tak, teraz i tu, niby banał ale jaki prawdziwy.. Ja też żyje teraz i tu, ktoś mądry dawno temu mi powiedział, ze liczy się tylko najbliższe 5 minut, reszta jest wyobrażeniem. I nie oglądam się za siebie, ci było to było. I nie martwię się rzeczami, na które nie mam wpływu. Wtedy dopiero człowiek cieszy się życiem i je czuje. Jest taka śliczna piosenka Indios Bravos z"Tylko tu i teraz"... Najważniejsze, ze jesteś zdrowa. Teraz hasło przewodnie Twojego bloga ma jeszcze głębszy wymiar.. Obyśmy o tym nigdy nie zapominali w rutynie codzienności. Trzymaj się dzielna!
OdpowiedzUsuńJak człowiek ma cokolwiek planować jak nie wiemy co zdarzy się za pięć minut.Nie można za bardzo wybiegać w przyszłość.Wczoraj sobie uświadomiłam,że mogło mnie już nie być..
UsuńPotrafię cieszyć się chwilami i małymi rzeczami ale teraz radość będzie podwójna.
Pozdrawiam!;*
Ja przeżyłam podobny szok 2lata temu... W wypadku zginął młody chłopak, 18lat. Nasi rodzice się przyjaźnili,znałam więc go bardzo dobrze,tym bardziej że potem zaczął praktyki w zakładzie, w którym pracuje mój mąż. Razem dojezdzali przez jakiś czas do pracy... tamtego dnia padał deszcz,to był Dzień Nauczyciela. Pamiętam to jak dziś. Mój mąż wrócił do domu. Na Młodego czekała matka... niestety nie było mu dane wrócić do domu. Wyłam jak bóbr, mimo iż to był obcy człowiek...
OdpowiedzUsuńTamto wydarzenie bardzo mnie zmieniło. Zaczęłam doceniać drobne rzeczy, żyć tak,aby niczego nie żałować...
Mam nadzieję, że dojdziesz do siebie wkrótce a wypadek będzie tylko złym wspomnieniem.
Trzymaj się 😙😊
Jakiś koszmar..Człowiek wychodzi z domu i już nie wraca..
UsuńFizycznie jest nieźle ale psychicznie przeczołgało mnie to bardzo.
Dziękuję:)
Tydzień po urodzeniu moich dziewczynek (urodziłam 4.08) trafiłam z jedną z nich do centrum zdrowia dziecka. Diagnoza: wada serca. Jest już po operacji, od tygodnia w domu. Po czasie spędzonym tam, mam ideantyczne obserwacje, jak Ty. Ogromnludzkiego cierpienia jest nie do ogarnięcia, dopiero będąc w takim miejscu człowiek rozumie, co w życiu naprawdę ważne, co się liczy. Oiom noworodkowy, maluchy pod wszelkimi aparaturami, matki płaczące przy inkubatorach, czasem też odchodzące dzieci :( i ten zwierzęcy, pierwotny strach... byłysmy tam ok trzech tygodni i muszę powiedzieć, że to zmieniło moje życie. Niestety w niedzielę wracamy na kilka dni i znów przyjdzie mi się z tym mierzyć.
OdpowiedzUsuńDobrze, że nic powaznego się Wam nie stało, odpoczywaj w domu i wracaj do dzieciaków (dostałaś nową klasę, czy wróciłaś do starej?).
Pozdrawiam,
Kas
Bardzo mi przykro..Maluszki w szpitalu rozrywają serce.Pewnie nie jestem w stanie zrozumieć bólu matki ale domyślam się jak rodzice przeżywają chorobę dziecka.
UsuńJa od wczoraj jestem w jakimś stuporze.Dopadła mnie fala smutku.Mam nadzieję,że to minie.Ciągle myślę o tej kobiecie..
Kas ja jestem nauczycielem, a w zasadzie wolę określenie wychowawcą w świetlicy.
Jestem za mało poważna na typową panią nauczycielkę;)Mniej papierów, więcej zabawy i czasu dla dzieci:)
Pozdrawiam!
Ja też zaczynałam na świetlicy, uwielbiałam to :) dwa lata, potem dostałam klasę. Papierów jakoś dużo mniej w tej swietlicy co prawda nie miałam, bo byłam przewodniczącą zespołu (największego w całej szkole, ponad 50 osób...), ale luz rzeczywiście czułam większy. Teraz przy trójce (omg!) dzieci nie wyobrażam Powrotu czy to na świetlicę, czy do nauczania, całej tej roboty, na którą tyle czasu schodziło w domu.
UsuńKas
Jestem trochę krnąbrna i nie lubię jak mi ktoś coś narzuca, więc taka praca mi odpowiada.Nie mam programów, terminów i bata nad sobą;)Sama dobieram treści i formy.
UsuńKoleżanki, które przeszły do nauczania żałują bo siedzą do nocy przy papierach.Ja zamykam drzwi i mnie papierologia nie interesuje.
Kończyłam opiekuńczą i w tym czuję się najlepiej.Praca w szkole jest coraz cięższa, to nie to co kiedyś:)
Zastanawiam się jeszcze nad sztuką ale to odległy temat;)
Zabiłabym dziada za taki tekst. Normalnie ukatrupiła na miejscu.
OdpowiedzUsuńWracaj szybko do zdrowia!
Uwierz mi,że też bym go rozszarpała!
UsuńDziękuję!
Tangerina, ja nadal jestem, jak zamurowana, po tym wszystkim co Cię spotkało. Zaglądam do Ciebie i nie wiem, jak opisać co czuję...
OdpowiedzUsuńMasz wielki skarb u boku i (względne) zdowie i to są doskonałe powody do radości. Tak samo, jak słońce we wrześniu, dwie ręce, dwie nogi i życzliwa pielęgniarka. I czasem (jakkolwiek by to nie brzmiało) warto doświadczyć takich trudnych przeżyć, żeby nabrać życiowej wdzięczności i dystansu. Ale też... myślę, że dużo osób, słuchając Twojej historii, mogłoby sobie pomyśleć, o matko, ale mam szczęście, że mnie to nie spotkało. Także... ciesz się małymi rzeczami, doceniaj, ale daj sobie prawo do odreagowania wszystkiego, co się w ostatnich tygodniach zdarzyło, jeśli tylko poczujesz taką potrzebę.
Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej!
P.S. Moja przyjaciółka jest wegetarianką. Znajomy zaprosił nas na kolację. Powiedział, że ugotuje pyszny rosół, na co ona, że nie je mięsa. Więc kolega odpowiada: "Rozumiem, ale kurczaka też???" Coś jest na rzeczy z tym drobiem ;)
Ja też jestem zamurowana.Coś dziwnego się ze mną stało.Nie potrafię tego opisać.
UsuńOgromna lekcja pokory..
Mieszkamy sobie w swoich małych domkach, zamknięte w czterech ścianach, a za nimi rozgrywają się tragedie.
Może dziwnie to zabrzmi ale taki kubeł zimnej wody chyba był mi potrzebny,żeby nie skupiać się na małych, nieistotnych rzeczach, a docenić to co mam, a mogłabym stracić.
Wczoraj zalałam się łzami na myśl, że mogłam nie zobaczyć już swojego partnera.
Tak, niektórzy na swój dziwny sposób pojmują wegetarianizm.S. kiedyś zamówił pierogi i oczywiście dostał ze skwarkami, to pani mu powiedziała,że może sobie je zdjąć;):)
Szkoda,że oczu (dziwnie to brzmi) z zupy mu nie kazała łowić:D