Telefon milczy, a ja czuję,że niedługo eksploduję.
Moja koleżanka ma już termin, do mnie nikt nie dzwonił mimo,że złożyłam papiery pierwsza.
Próbuję się tam dodzwonić ale albo jest zajęte albo nie odbierają.
Nie mogę się na niczym skupić, nic zaplanować.
Zaczynamy zastanawiać się nad naszym wyjazdem w Bieszczady. Domek przestał nas zachwycać, a poza tym ta odległość jest przerażająca.Dwa dni tracimy na dojazdy.
Chyba wolałabym znaleźć coś bliżej w okolicach Kłodzka.Może zrobimy jakieś rozeznanie w domach na sprzedaż.
W zasadzie nie wiem czy gdzieś w ogóle pojedziemy bo dalej nie wiem na czym stoję.
Byłam kilka dni u mamy.Nie wiem w czym rzecz ale z każdym rokiem coraz ciężej mi tam wysiedzieć.Dwa dni jest ok ale z każdym dniem zaczynam się czuć jak w klatce.U mnie w domu jest większa przestrzeń, tam człowiek pozamykany jest w małych pudełkach, duszę się.
Zabrałam Lenę.Odstawiała cyrk, kiedy tylko zniknęłam z domu.Były piski i nerwowe bieganie po domu.Nie chciałam mamy obarczać opieką nad nią, więc przesiadywałam w domu.
Miałam mnóstwo pomysłów na spędzenie tam czasu ale na pomysłach się skończyło.
Mieliśmy też problemy z autem, więc był to dość nerwowy okres.Eksperymenty związane z wymianą części, gdzie okazywało się, że to jednak coś innego szwankuje.Ruina finansowa i psychiczna.
Na szczęście była Strout. Jestem już nudna ale dawno żadne książki mnie tak nie wciągnęły.
Proste historie, które mogłyby się przydarzyć każdemu z nas opowiedziane tak,że nie sposób było odłożyć książkę.Niestety ten świat skończył się wraz z ostatnią stroną Braci Burgess.
W sumie ta książka mnie nieco rozbiła.Zaczęłam sie zastanawiać nad relacjami w naszej rodzinie.
Mam wrażenie,że u nas też jest sporo niedopowiedzeń, czegoś co siedzi pod skórą i nie może znaleźć ujścia.Mnóstwo moich problemów uwarunkowanych jest przez relacje z matką.Zawsze walczyłyśmy i często zostawał popiół i zgliszcza.Dlatego chyba tak trudno nam dziś wytrzymać ze sobą dłużej bo żadna z nas nie chce odpuścić. Moja rodzina rozpadła się jak krucha, porcelanowa filiżanka.
Już nie da się jej posklejać.Każdy kawałek to inna historia, mniej lub bardziej raniąca skórę.
Z daleka to nadal ta sama filiżanka, z bliska bezkształtny twór posklejany naprędce.
Nie mam zamiaru nikogo obarczać swoimi problemami.Zawsze twierdziłam,że historia rodzinna nas kształtuje do pewnego momentu, później sami nadajemy kształt swojemu życiu i albo przekujemy to w coś nowego, silniejszego albo załamiemy się robiąc z siebie ofiarę, która nie ma wpływu na własne życie.
Wakacje zawsze są dla mnie refleksyjne.Jest trochę analizy, powrotu do miłych wspomnień, snucie planów, wizualizacja marzeń.Nie zgadzam się ze stwierdzeniem,że liczy się tylko tu i teraz.
Wspomnienia są ważne, budują nasze życie ale nie można się w nich zatracić.
Dużo rozmawiamy o naszych planach.Jak wyobrażamy sobie naszą przyszłość.
Na co jesteśmy w stanie się zdecydować, a co zupełnie nie zda egzaminu.Te rozmowy zbliżają nas do siebie,że już bliżej być nie można.I kto by pomyślał,że po tylu latach to nadal może działać.
Zaczynam godzić się z życiem.Pewne rzeczy się po prostu już nie wydarzą i czas odpuścić.
Napędza mnie myśl o tym,że czeka mnie życie o jakim marzyłam, wśród zwierząt i przyrody, ciche,wolniejsze, pachnące wiatrem.
Nie wiem ile przyjdzie mi czekać ale już nie zawrócę.
Pozdrawiam Tangerina;)
Powodzenia na nowej drodze życia :) Jakieś konkrety w sprawie domu na wisi ? Anna
OdpowiedzUsuńDziekuje Aniu🙂Ustaliliśmy,ze o kredyt zaczniemy starac sie od przyszlego roku.Ja oczywiscie przeszukuje internet ale ciezko znalzezc cos co spelnia nasze oczekiwania czyli jest w miare blisko, duze na tyle by zrobic z tego agro i ma klimat.Zdaje sobie sprawe, ze to moze troche potrwać. Pozdarawiam!
OdpowiedzUsuń