Ostatnie dwa tygodnie to była huśtawka nastrojów.Momentami myślałam,że oszalałam.
Płakałam, złościłam się, byłam rozdrażniona.Na nic nie miałam siły, nic mi się nie chciało, nic mnie nie bawiło.Dodatkowo pojawiło się poczucie winy,że obiektywnie źle nie jest więc o co chodzi, powinnam być pełna wigoru, tryskająca szczęściem i radością.
Dziś po rozmowie z psycholog udzieliłam sobie rozgrzeszenia.Uświadomiła mi,że warunki w jakich pracuję, wizja zakredytowania na kilkadziesiąt lat, zmiana miejsca zamieszkania, przemęczenie, choroba męża mają prawo zrobić mi takie kuku i to jest NORMALNE!Nie jestem wariatką, mam tylko czasem słabe dni.Ufff..
Czuję się niejako w potrzasku bo nie mogę wykonać żadnego ruchu związanego z pracą.Za chwilę weźmiemy kredyt, więc zmiana pracy na tą chwilę nie wchodzi w grę.
Najbardziej wkurza mnie to,że moje marzenia o szkole, to jak powinna wyglądać zderzają się z rzeczywistością i rozbiją na miazgę.Jestem pieprzoną idealistką i to mi chyba w życiu najbardziej przeszkadza.
Muszę mieć przed sobą jasny cel i do niego dążyć, chociaż czasem szlag mnie trafia.Jestem zmęczona ale wiem,że to po coś.
Za wysoko postawiłam sobie poprzeczkę, a jakieś tam codzienne sytuacje mi ją niemal codziennie zrzucają.Nie lubię przegrywać, podnoszę się i idę dalej ale zdążę się nieźle poobijać.
Myślałam,że jak wezmę więcej pracy, to zaczniemy odkładać jakieś pieniądze.Guzik z pętelką!Co chwilę zaskakuje nas jakaś sytuacja wymagająca wysupłania z kieszeni zaskórniaków.
I tak moja wizja góry pieniędzy jest nadal wizją hahaha:)
Doszłam do wniosku,że mam koszmarny stosunek do pieniędzy i wydawania.Warto się temu przyjrzeć i zacząć to zmieniać.
W sobotę byliśmy w Osolinie.Zrobiliśmy pomiary i ustaliliśmy warunki umowy.
Plan jest taki.Zaczynamy starać się o kredyt z początkiem roku, a na wiosnę chcemy się wprowadzić.
Mamy juz jakieś wstępne plany zagospodarowania pokoi.
Na pewno chcemy całą górę zrobić dla siebie.Tam są trzy pokoje plus antresola - pokój z którego wchodzi się do pozostałych.Połączymy dwa pokoje i tam zrobimy sobie sypialnię z łazienką, drugi pokój przeznaczymy na garderobę.
Na dole jest stara kuchnia z której wchodzi się do salonu z kominkiem.Przywrócimy kuchnię, a w salonie wybijemy drzwi na taras, który zbudujemy;)Taras to raczej nic na teraz.Priorytet to zdjęcie regipsów i odsłonięcie cegieł, zerwanie paneli na dole.Fajne jest to,że możemy na spokojnie robić remont góry i mieszkać na dole lub odwrotnie.Musimy też dokończyć ogrodzenie bo Inka nam na bank się ulotni.Coraz bardziej podoba mi się okolica.Z okna mamy widok na pastwiska i las:)
Jest stres.Ta decyzja zmieni nasze życie.Sprawy robią się poważne.Prawnik przygotuje nam umowę i do końca roku wpłacimy zaliczkę.Jak dobrze pójdzie przyszłe wakacje spędzimy na wsi:)
Dostałam dziś medal za długoletnią służbę.Jakieś mam mieszane uczucia, tym bardziej,że ta władza mnie mierzi, a szopka która odstawił kurator była żenująca.No nic, trzeba mieć nadzieję,że młoda lewica będzie odważnie dążyć do celu i realizować moje nadzieje.
Byliśmy dziś również na Bożym Ciele.Rewelacja! Gdybym miała takiego księdza, to kto wie, może bym się nawróciła:):)
Muszę mieć więcej ciepłych uczuć dla siebie.Jestem często swoim największym krytykiem.
Najważniejsze,że jestem normalna, no w miarę;)
Pozdrawiam Tangerina;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za każdy pozostawiony komentarz.Na każdy postaram się odpowiedzieć.
Pozdrawiam odwiedzających:):)